Zarząd Dróg, Komunikacji i Utrzymania Miasta w Wałbrzychu wypuścił nową serię tzw. „przejazdówek”, czyli elektronicznych kart pełniących funkcję biletów w komunikacji miejskiej. I nic w tym dziwnego – ot, standardowa procedura. A żeby karty te nie były tylko zwykłym kawałkiem plastiku, ale by karmiły wzrok swoich posiadaczy niebanalną estetyką, osoby odpowiedzialne za marketing postanowiły opatrzyć je stosowną grafiką. I tu też nie ma zdziwienia – bo jak to w Wałbrzychu, wybór padł, a jakże, na wizerunek księżnej Daisy von Pless.
W tym jednak miejscu pojawiają się pierwsze głosy wątpliwości ze strony mieszkańców.
Wałbrzych to, bez dwóch zdań, miasto o bogatej i różnorodnej historii. Nie może być zresztą inaczej, skoro mowa jest o drugim, co do wielkości ośrodku Dolnego Śląska, którego początki sięgają wczesnego średniowiecza. Od czasu, gdy Bolko I Surowy – książę świdnicko-jaworski, wybudował na szczycie Zamkowej Góry gród warowny o wdzięcznej nazwie Nowy Dwór, dając tym samym oficjalny początek dziejom Wałbrzycha, kilka wieków zdążyło minąć, a i przez jego ulice przetoczyło się niejedno pokolenie. Czy zatem wśród annałów nie znajdziemy innych postaci niż Daisy von Pless, które dziś mogłyby skutecznie promować wizerunek miasta? Czy naprawdę każda karta przejazdowa, każdy plakat promujący wydarzenia kulturalne i każda szkoła muszą nosić ślad księżnej Daisy? Nie negujemy jej znaczenia, ale pytamy: gdzie podziały się inne postaci historyczne, które mogłyby równie dobrze pełnić rolę ambasadorów Wałbrzycha?
Wałbrzych, a w zasadzie osoby odpowiedzialne za budowanie jego wizerunku, znalazły sobie w Daisy patronkę dla wszelkiej maści przedsięwzięć. Jest więc ona bohaterką spektakli teatralnych, patronką placówek oświatowych, a jej wizerunek zdobi wyroby cukiernicze.
Imię Daisy w Wałbrzychu odmienia się przez wszystkie przypadki, a w międzyczasie miasto popada w wizerunkową monotonię. Księżna, znana ze swojego zaangażowania w działalność charytatywną, swojego czasu odegrała ważną rolę w lokalnej społeczności. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że obecne władze miasta postanowiły wyeksploatować jej wizerunek do granic możliwości, zapominając przy tym o całym bogactwie postaci, które również zasłużyły się dla tego regionu.
Weźmy choćby księcia Bolka I Surowego, założyciela Wałbrzycha, który w XIII wieku zbudował potężne fundamenty dla rozwoju miasta. Jego działalność polityczna i gospodarcza miała ogromny wpływ na ukształtowanie regionu. A może warto by przypomnieć sobie o Karlu Maximilianie von Zedlitz-Neukirch, reformatorze oświaty, który przyczynił się do rozwoju szkolnictwa na terenie Śląska. Czy to nie jego imię powinno nosić przynajmniej jedna z wałbrzyskich szkół?
Warto też wspomnieć o Ignacym Domeyce, geologu i inżynierze, który miał nieoceniony wpływ na rozwój górnictwa w tym rejonie. Domeyko, choć bardziej znany za granicą niż w Polsce, zasługuje na przypomnienie i uhonorowanie w mieście, które tak wiele zawdzięcza przemysłowi wydobywczemu.
Zrozumiałe jest, że postać księżnej Daisy jest atrakcyjna marketingowo – piękna kobieta o arystokratycznym pochodzeniu, z charytatywnym zacięciem, świetnie prezentuje się na materiałach promocyjnych. Jednak ciągłe wykorzystywanie jej wizerunku jest mało kreatywne i odtwórcze. Co więcej, jest to działanie krzywdzące wobec innych, równie ważnych postaci z historii Wałbrzycha, które nie mają szans na zasłużone uznanie.
Promocja miasta nie powinna opierać się na jednym, wyeksploatowanym symbolu. Wałbrzych ma bogatą i wielowątkową historię, którą warto przypominać, przywracać jej blask i uczynić z niej magnes przyciągający turystów. Wykorzystanie wizerunków innych postaci historycznych, które odegrały kluczową rolę w rozwoju miasta, byłoby nie tylko hołdem dla nich, ale też świadectwem szacunku dla różnorodności i złożoności historii Wałbrzycha.
Wizerunek miasta powinien opierać się na wielości głosów i historii, a nie na jednej, choćby najpiękniejszej, postaci. W końcu Wałbrzych to więcej niż tylko księżna Daisy. To miasto ludzi, których historie wciąż czekają na odkrycie i docenienie.